Pierwszy mecz w nowym 2013 roku nasi koszykarze rozgrywali na najtrudniejszym w III lidze terenie, a mianowicie w Wałbrzychu w hali tamtejszego Górnika. O tym jak się tam gra ze względu na panującą atmosferę na trybunach każdy zespół zdaje sobie sprawę. Głośny doping trwający niemal cały mecz, hałas, gwizdy itp to standard. Trzeba być bardzo skoncentrowanym by skupić się wyłącznie na wydarzeniach na boisku, rozumieć się doskonale tak, aby wszystkie informacje między zawodnikami docierały optymalnie szybko. Przed meczem było więc tylko jedno pytanie: czy nasi zawodnicy dadzą się stłamsić trybunom, czy wręcz przeciwnie, nakręci ich to do jeszcze lepszej gry i wspięcia się na wyżyny swoich możliwości.
Gazety Wałbrzyskie rozpisywały się na temat tego meczu, jako spotkania ostatniej szansy. W zasadzie ze względu na ich fatalny początek sezonu (bilans 0:6, przed meczem z Maximusem 4:6), każdy mecz jest dla nich meczem o wszystko. Górnik rozstał się w czasie sezonu z Łukaszem Grzywą i Jakubem Kołodziejem. Dopiero w ostatnich dniach do zespołu dołączył stary-nowy zawodnik Bartłomiej Józefowicz, pamiętający jeszcze występy Górnika w PLK, lecz kontuzjowany nie przystąpił do meczu z Maximusem.
Polkąty Maximus rozpoczął mecz stałą już piątką: na rozegraniu Misiołek, na obwodzie Dźwilewski i Kaczmarek, a role Twin-Towers pełnili Kondas i kapitan Giniewski. Na ławce pozostali Kabat, Beluch, Kurpiel, Konieczny i Sieńko. Górnik startował z Buczyniakiem, Murzaczem, Myślakiem, Fedorukiem i Stochmiałkiem. Główne zadanie Maximusa to powstrzymanie niezwykle groźnego Stochmiałka oraz Buczyniaka, do którego należy rekord punktowy tego sezonu, 40 punktów w meczu z Gimbasketem.
Pierwsza kwarta bardzo twarda z obu stron. Oba zespoły nie odpuszczały ani na krok, walcząc o każdy kawałek boiska. Niezwykły tumult na trybunach wyraźnie nie przeszkadzał naszym zawodnikom. Widać było ogromną koncentracje i konsekwencje w grze. Każda zagrywka była grana dokładnie i gdy nawet coź się zepsuło nikt się nie podpalał i szukał odpowiedniego rozwiązania, np. penetracji pod kosz, gry jeden na jeden lub zagrania pick&rolla. Z dobrej postawy nie wybił nawet rzut przez całe boisko Huberta Murzacza w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty, dający wałbrzyszanom prowadzenie 26:23.
Druga kwarta rozpoczęła się od mocnego uderzenia i serii Maximusa dającej do połowy drugiej kwarty prowadzenia 31:48, dopiero końcówka tej kwarty to minimalne odrobienie strat Górnika i do przerwy wynik 37:48. Taki stan dawał poważne podstawy do myślenia, że dzisiaj będzie dobrze, lecz nie można sobie pozwolić na chwile nieuwagi. W tej kwarcie na boisko wszedł Wojciech Kabat. Gra on zwykle w długich skarpetach z herbem wrocławskiego Śląska. Nasz Maximus jest zaprzyjaźniony z klubem z ul. Mieszczańskiej i nigdy nikomu w Kątach, ani we władzach klubu nie przeszkadzał fakt noszenia na mecze długich skarpet WKS-u. Każdy gracz ma „coś” swojego, coś co rzekomo przynosi mu szczęście, w czym lubi grać. Trybunom to się wybitnie nie spodobało. Ilość bluzg wyzwisk i gróźb pod adresem Kabata była… nie do wyliczenia. W zasadzie młyn Górnika zaczął się bardziej skupiać na naszym zawodniku, aniżeli na dopingowaniu własnego zespołu. Na szczęście na samego Kabata, oraz pozostałych graczy wpłynęło to wszystko raczej pozytywnie. Kabat pewnie wykorzystał dwa rzuty wolne, plus punkty w grze pod koszem, a pozostali trafiali dalej na wysokim procencie. Widać było w zespole jeszcze większą motywacje, by pokazać trybunom kto gra lepiej w koszykówkę.
Trzecią kwartę można opisać jednym słowem: KONCERT. Był to koncert jednej drużyny. Maximusa. Szybkie kontry, szczelna obrona, precyzja połączona z finezją, pewna ręka wszystkich graczy przy wykonywaniu rzutów z dystansu. I nawet spiker zawodów jeden raz pokusił się o powiedzenie „bardzo ładna akcja i kolejne punkty gości”. Wtedy powoli stawało się jasne, że ten mecz nie wymknie się naszym zawodnikom spod kontroli. Daliśmy Górnikowi zdobyć 8 punktów, sami rzucając 19. I przed ostatnia odsłoną meczu było 45:67 dla Maximusa. Czwarta kwarta punktowo była może już bardziej wyrównana, a w szeregach Górnika pojawili się zawodnicy z głębokiej ławki. Trybuny przycichły, będąc mocno rozczarowane postawą swoich zawodników. Jeszcze tylko raz się ożywili, kiedy na placu ponownie pojawił się Kabat. Tym razem kibice Górnika oprócz wyzwisk, pokusili się o rzucenie śnieżek w kierunku naszego gracza. Mecz został na chwilę przerwany, by posprzątać śnieg z parkietu. Ale trybuny nie odpuszczały, głośno bluzgając Wojtka. On sam stał niewzruszony, nie reagował, nawet nie patrzył.
Mecz zakończył się wynikiem 65:90. Poważna deklasacja rywala, niedająca im żadnych złudzeń, kto tego dnia był lepszy i kto będzie walczył o drugie miejsce do baraży. Duże brawa należą się całej drużynie. Kapitalnie dysponowany był Kaczmarek, zdobywca 31 punktów (3 razy trafiał zza linii 6,75) zaliczył też 3 bloki, Dźwilewski dołożył 16 oczek (2x3pkt), nasze dwie wieże pod koszem dały odpowiednio Giniewski 12 i Kondas 11 punktów, a Emil Misiołek zdobył 9 punktów, trafiając jedną trójkę. Z ławki dobrą zmianę dali wszyscy gracze. Beluch znakomice podmieniał Dźwilewskiego, bo ten miał problemy z faulami… nota bene sam Beluch spadł z boiska za 5 fauli, ale zdążył zdobyć też 5 punktów, dobrze wypełniając obowiązki w obronie. Wspomniany Kabat dołożył 4 punkty, zaliczając parę ważnych zbiórek w obronie i ataku, oraz Sieńko który zdobył ostatnie oczka tego meczu. Kurpiel i Konieczny nie pojawili się na parkiecie.
Po ostatnim gwizdku nasza drużyna szybko ewakuowała się do szatni. Ale tam po chwili wpadli rozwścieczeni fanatycy Górnika, szukając Kabata. Była ich dość liczna grupa około 15 osób, nie wiadomo ile ich było jeszcze w korytarzu. Weszli do szatni w kapturach i szalikach zasłaniając twarze. Było o krok od awantury. Cały zespół Maximusa wstawił się za Wojtkiem i nie pozwolił by komukolwiek stała się krzywda. Na szczęście skończyło się tylko na stracie…. skarpet.
Cokolwiek by się jednak nie działo na trybunach, to wtargnięcie kibiców Górnika do szatni zespołu gości, jest po prostu skandalem. Skandalem kolejnym… gdyż w Wałbrzychu od wielu lat jest gorąco nie tylko na boisku, ale także po za nim. Na meczu była pełna hala kibiców, a służb porządkowych brak. Nasz zespół był zdany sam na siebie, a kibice Górnika mogli zrobić co chcieli. Chcieli zejść do szatni… zeszli. Chcieli do niej wejść… weszli. O całym zdarzeniu wiedzą sędziowie spotkania i zostało to opisane w protokole meczu. Czy DzKosz wyciągnie z tego jakieś sankcje wobec Górnika, miejmy nadzieje że tak. I że będą one o tyle mocne, że podobne zdarzenia nie będą mieć miejsca, a każdy zespół przyjeżdżający do Wałbrzycha będzie się mógł czuć bezpiecznie.
Wojciech Kabat: Grałem w tych skarpetach jeszcze w KKS Siechnice kiedy klub rywalizował w II lidze. Całą ówczesną II ligę w nich zwiedziłem, i nikomu to nie przeszkadzało. Czułem podskórnie, że może się to nie podobać kibicom Górnika, ale prawdę mówiąc cóż mnie to może obchodzić. Jestem odporny na wszelkie bluzgi i chamstwo jakie leciało z trybun w kierunku mojej osoby. Nawet mnie to z motywowało do jeszcze lepszej gry. W Kątach gram 3 sezon (z przerwą na WSTK Wschowa – przyp. red.) i nigdy, ani prezesowi klubu, ani chłopakom, czy trenerowi to nie przeszkadzało. Jeden nosi różowe sznurówki, drugi gra bez majtek, trzeci słucha muzyki przed meczem, czwarty się modli, a ja gram w długich skarpetach Śląska… bo jestem jak wielu z nas wychowankiem i kibicem tego klubu. Na szczęście w Maximusie zarabiam na tyle dobrze, że spokojnie kupie sobie drugie takie skarpety (śmiech). Swoją drogą wiedziałem, że muszę im je oddać, bo byli bardzo zagotowani i nabuzowani i nie można było ryzykować czyjegoś zdrowia. Dziękuje całej drużynie, za to że wstawili się za mną i jednocześnie pragnę przeprosić jeżeli któryś z chłopaków poczuł się zagrożony lub nie pewny. Ale powiem tylko jedno… To MAXIMUS wygrał z Górnikiem i to się liczy!!! A nic tak dobrze nie smakuje jak zwycięstwo na trudnym terenie, z kibicem który cie niemalże nienawidzi. Paradoksalne jest tylko jedno: upamiętnienie śmierci kibica koszykówki Przemka Czai zabitego w 1998roku, a jednocześnie Ci sami ludzie grożą mi z trybun. No ale cóż, taki urok.
Górnik Wałbrzych 65:90 Polkąty Maximus Kąty Wrocławskie (26:23, 11:25, 8:19, 20:23)
Górnik: Buczyniak 16 (2), Murzacz 16 (1), Wieczorek 12 (1), Stochmiałek 12, Maryniak 7 (1), Szmidt 2, Fedoruk, Myślak, Narnicki, Borzemski, Kondratowicz, Filipiak.
Maximus: Kaczmarek 31 (3), Dźwilewski 16 (2), Giniewski 12, Kondas 11, Misiołek 9 (1), Beluch 5, Kabat 4, Sieńko 2.
FOTORELACJA Z MECZU: http://www.walbrzyszek.com/
A nie pamietacie co bzlo w tamtym sezonie po meczu w kątach ? o tym jakos nie pisaliście , może teraz to sprostujecie , troche obiektywizmu panie „redaktorze”
Brawo Panowie!Historyczna wygrana
BRAWO!!! Dalej walczymy o awans! A w Wałbrzychu zawsze trafią się *** ‚kibice’! Szkoda, że potem opinia jest o wszystkich kibicach Wałbrzycha…